Nie tak dawno temu pisałem o tym, że zacząłem biegać. Mam poczucie, że powinienem rozwinąć ten temat, bo kiedyś pewna osoba czytająca bloga zarzuciła mi, że często poruszam jakiś temat, piszę o nim jeden wpis, po czym porzucam temat i nigdy do niego nie wracam.
Teraz do niego wracam, aby napisać kilka faktów, które zaobserwowałem z perspektywy kogoś, kto jest kimś mniej niż amatorem - po prostu początkującym ;)
Dziś będzie trochę o tym jak to jest z motywacją.
Kiedy ostatnio pisałem Wam o moim ambitnym planie biegania co 2 dni, byłem w etapie 'podniecenia'.
Taki etap przechodzi chyba każdy. Czytasz gdzieś, słyszysz od kogoś, że biega, podoba Ci się i chcesz tak samo. Układasz sobie trening, czytasz o tym jak biegać i generalnie jest fajnie. Potem idziesz biegać i pojawia się pierwsze zmęczenie, ale motywacja zazwyczaj wzrasta, bo chcesz być coraz lepszy.
To wszystko trwa do czasu.
Wystarczy, że pojawi się pierwsza sytuacja, kiedy o ustalonej godzinie nie będziesz miał czasu iść pobiegać, lub po prostu trafi się brzydka, deszczowa pogoda.
Będzie to początek końca. Odpuścisz sobie raz, a potem odpuścisz sobie całkiem.
Myślicie, że tym razem u mnie było inaczej?
Pisałem, że zaczynam biegać, że tym razem na poważnie (bo w moim życiu zaczynałem biegać już kilkanaście razy, motywacja trwała kilka dni i na tym koniec) i co? I nic. Założyłem sobie, że będę biegał co 2 dni. Okazało się, że nie jestem w stanie. W jednym dniu okazało się, że mam dużo nauki i nie zdążę iść pobiegać, w drugim jakieś spotkanie, w trzecim inne wyjście, a w czwartym po prostu zniechęciła mnie pogoda.
Na dodatek znajomy, który swoim bieganiem zmotywował mnie do rozpoczęcia biegania - z podobnych przyczyn sobie odpuścił.
Takim sposobem na kilkanaście dni porzuciłem bieganie, żyjąc bez jakiejkolwiek aktywności fizycznej.
Po pewnym czasie wyciągnąłem wnioski.
Wszystko przez zbyt duże ambicje wywołane efektem ogromnego zapału. Od razu zacząłem czytać forum o bieganiu, zacząłem układać sobie plan treningów, dokładne ich godziny itd. - to nie ma sensu!
Trzeba po prostu iść i biegać. Nieważne kiedy, w jaki dzień i o jakiej porze. Nieważne w czym, jak i jak często.
Początki powinny być po prostu spontaniczne. Jeżeli ta forma aktywności stanie się dla nas pociągająca, to z czasem sami poczujemy się gotowi na układanie dokładnych treningów, z których nie zrezygnujemy po kilku dniach.
Początkowy zapał jest ogromny, ale on zawsze mija. Jeżeli od początku narzucimy sobie częsty, dokładnie zaplanowany trening, to prawdopodobnie nie poradzimy sobie z nim, kiedy początkowy zapał minie. Będzie to zbyt przytłaczające i po prostu to porzucimy.
Inaczej będzie jeżeli po prostu zaczniemy biegać, bez głupich przygotowań i specjalnie planowanych treningów. Organizm nie będzie tego traktował jako obowiązek, lecz fajną przyjemność, do której warto wracać. Początkowy zapał minie pewnie i w tym przypadku, ale nie będziemy odczuwać przymusu biegania wtedy, gdy jest brzydka pogoda, więc pójdziemy jak będzie ładniej. A z czasem bieganie będzie taką przyjemnością, że sami z siebie pójdziemy biegać, nawet podczas brzydszej pogody.
Po tych przemyśleniach wróciłem do biegania. Biegam tylko w weekendy - tak jest mi wygodnie, nie muszę się do niczego zmuszać, robię to z przyjemnością. W przypadku poprzedniego systemu biegania co 2 dni, było ciężko. W sobotę biegam rano, około 9, 10, 11 - i tak wstaję wcześnie. W niedziele tak samo, czasami wieczorem.
Biegam tym sposobem już kilka tygodni i zaczynam odnosić pierwsze, małe sukcesy - dziś przebiegłem, bez zatrzymywania się łącznie 1,9km średnim tempem. W drugą stronę 2 razy się zatrzymywałem. Nie jest to żaden zachwycający wynik, ale jak na kilkanaście dni biegania jest naprawdę coraz lepiej. Wcześniej przy podobnych odległościach ledwo co dobiegałem do końca trasy, teraz robię to przy średnim wysiłku.
Miejsce, gdzie kończę bieganie, moja 'meta' |
Bardzo zmotywowały mnie słowa jednego faceta zapytanego o to, po co biega.
Odpowiedział:
''Każdy z nas ma jakieś problemy, każdy ma jakieś trudności. Proszę mi wierzyć, że po pięciu kilometrach biegu w lesie, wszystko zostaje za nami''.
Te słowa bardzo utkwiły mi w pamięci i to właściwie dzięki nim, zacząłem znowu biegać i rozmyślać jak nie zniechęcić się po opadnięciu początkowych emocji.
Te słowa dały mi świadomość, że tak naprawdę każdy problem można rozwiązać czymś naturalnym. Że życie nie jest pozostawione same sobie, to nie przypadki kształtują osobowość, zdrowie, wygląd. To my mamy na to wpływ, możemy walczyć z własnymi słabościami, doskonalić się i poprawiać swoje samopoczucie. Bieganie jest świetnym tego przykładem.
![]() |
Screen z video świetnie obrazuje popularność biegania w Warszawie ;) |
Jest jeszcze coś, co podoba mi się w tym video. Pokazano tam to, jak biega się w Warszawie. Jest całkiem inaczej, każdy biega, gdzie chce, wszyscy się poznają, umawiają się na wspólne treningi - jest fajnie.
W moim mieście jest trochę inaczej. Jak biegniesz po głównych ulicach, to ludzie patrzą na Ciebie jak na idiotę, a parki służą głównie do przesiadywania na ławkach i spożywania 'Wódki Parkowej' .
Odcinek programu 'Uwaga' poświęcony bieganiu możecie oglądnąć
TUTAJ
Polecam, motywujące!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz