9 lipca 2012

Byłem w kościele! / przemyślenia

Niedziela była chyba wczoraj. To chyba napisałem dlatego, że w wakacje nigdy za bardzo nie wiem jaki jest dzień. Taki już urok tego czasu, że można robić co się chce i kiedy się chce nie patrząc na godziny i daty. No przynajmniej dopóki mogę pozwalać sobie na względne opierdalanie się..
Ostatnie dni były dziwne. Niby byłem w swoim własnym domu, ale czułem się jakby nie był mój.
Wszystko przez gości - moje dwie ciocie, z okolic Łukowa postanowiły odwiedzić moją rodzinę. Wszystko ok, ale jeśli macie 2 pokojowe mieszkanie w bloku to wiecie o czym mówię. Jest przesrane lekko mówiąc. Nie idzie się pomieścić. Były też plusy. Przykładowo otwierając lodówkę wreszcie widziałem pełno jedzenia, które rodzice kupili dla gości, a nie jak zwykle - prawie że puste półki!
Wczoraj rodzice postanowili zorganizować mi popołudnie..
Okazało się, że w kościele jest msza za kogoś z mojej rodziny i wypada mi na to iść. Pomyślałem sobie, że ok, pójdę, przecież nie jestem jakiś anty kościelny, po prostu mądrze gospodaruję czasem i nie tracę go na coś, z czego i tak nic nie wyciągam , a tym niewątpliwie są niedzielne msze. Ubrałem się i poszedłem.
Myślałem, że po takim czasie nieobecności w tym miejscu (nie no , bez przesady, aż taki długo czas to nie jest) wyda mi się ono dziwne, ale nie. Wszystko było takie jak zawsze. Tutaj nie zmienia się nic, ale nie o tym  miałem napisać. Miałem napisać o tym, o czym myślałem podczas tej mszy.


Sporo rozglądałem się po kościele. Z jednej strony starsze panie, które całą swoją nadzieje pokładają w modlitwie, która ma dać im zdrowie. Z drugiej stronie 'szczęśliwe' młode rodziny - rodzice, którzy za wszelką cenę chcąc dać przykład dzieciom udają, że słuchają  dokładnie każdego słowa księdza, a potem wdrażają je w życie. Co jakiś czas oburzeni uspokajają swoje kilkuletnie dzieci, że są w kościele i nie wypada rozmawiać. To nic, że dzieci i tak nie wiedzą co to kościół, że i tak się nie pomodlą, że i tak nie zrozumieją kazania.. Przecież trzeba się z nimi pokazać i udowodnić jaką to wzorową katolicką rodziną są.


Są też inni. Najczęściej podpierający się o mur faceci, którzy są tu 'bo trzeba' . Oni nawet nie próbują słuchać, na pierwszy rzut oka widać, że myślą o czymś innym. No ale przynajmniej stoją blisko ołtarza, więc pewnie punktują do nieba.


Są jeszcze typy bardziej hardkorowe. Spotkałem ich zbliżając się do kościoła. Stoją po prostu przed nim. To nic, że 'mój' kościół ulokowany jest przy głównej, najbardziej ruchliwej ulicy tego miasta i stojąc na placu przed nim za cholerę nie da się usłyszeć  nic, co może przekazywać ksiądz. 
No ale przecież oni są w kościele. Po południu idąc na obiad rodzinny z dumą odpowiadają 'byłem w kościele' . To nic, że chuja słyszałeś. Byłeś, więc pewnie zapunktowałeś do nieba, nie to co ja, bezbożnik.


Potem przyszedł moment dawania na tacę. Taki już jestem wredny Polaczek, że czepiam się tego momentu.
Z uwagą obserwowałem ludzi. Wzorowe rodziny dają pieniążki dzieciom, a ksiądz głaszcze ich po główce. Dzieciom robi się miło i wiedzą na przyszłość, że trzeba wspierać kościółek. Proste i jakie przedsiębiorcze.


Zauważyłem, że jak np ktoś zamówi sobie mszę, to wtedy zawsze da na tacę i to nie mało. No bo przecież msza jest w mojej intencji, więc dam więcej na tacę. Nie rozumiem logiki, bo co ma modlitwa do pieniędzy. 
Podobna zasada jest w szkołach i innych instytuacjach. Chodzą po klasach ludzie i zbierają na biedne dzieci. Krzywo patrzą jak nie dasz. Jak nie dałem, to pewnie nie mam serca i pójdę do piekła. Szkoda tylko, że bezsensowne dawanie pieniędzy tak naprawdę gówno daje w skali światowej. Gówno. W dupę sobie można wsadzić te 1zł czy 2zł. Generalnie uważam, że wspierać instytuacje charytatywne można jak najbardziej, ale jeżeli ma się co dać. Jeżeli dorobię się, będę miał stałe , niezłe dochody, to mogę oddawać jakąś sumę regularnie. I co, chyba więcej zdziałam wtedy niż pozbywając się 2zł, za które mogłem kupić sobie śniadanie? Ah no tak, przecież powinienem nic nie zjeść, bo dzieci w Aftyce też nic nie jedzą. Poczuj się jak dziecko w Afryce, to pójdziesz do nieba. Wal to, że Tobie trafił się lepszy los, to nic nie znaczy.


Po połowie mszy, a dokładniej w momencie, kiedy przyszedł czas komunii, z kościoła zniknęli przedstawiciele niektórych grup. Wzorowe rodziny zostały, no bo przecież trzeba dać przykład dzieciom, starsze panie też, bo jeszcze by zachorowały. Zniknęli olewusy w wersji lajt i olewusy w wersji pro. 
Po prostu sobie poszli. No ale przecież oni byli w kościele, więc i tak pójdą do nieba, a ja nie.


No i pora kończyć ten chory wywód. Byłem ,ale nic się nie zmieniło. Albo staję się coraz głupszy, albo po prostu coraz mądrzejszy. Nie sądzę, że kościół jest złem, ale za cholerę nie rozumiem po co ludzie chodzą tam z zasady. Większość z tych wzorowych katolików nigdy nie interesowało się kościołem, nie czytało o jego chociaż ogólnej historii, ale uparcie twierdzą, że chodzą i są zajebiści. 
Mniej więcej na zasadzie, jeżdżę Fiatem Uno, chuja wiem jak działa w nim silnik, jak naprawić cokolwiek, kiedy został wprowadzony do produkcji, w jakich wersjach itp. ,ale przecież jestem wielkim fanem tego modelu, tak?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz