8 czerwca 2012

Euro spoko, fast food spoko / lifestyle

A która to godzina? w momencie kiedy piszę to zdanie jest równa 23.00 - szału nie ma, ale świadczy to o tym, że zaczynam każdą wolną chwilę poświęcać na aktualizowanie bloga! Właśnie wróciłem od mojej dziewczyny, u której mieliśmy całkiem fajną strefę kibica!
Dziwna sprawa, bo nienawidze piłki nożnej i obchodów z tym związanych, a tym razem  było całkiem inaczej, co znacznie zmieniło mechanizm mojego myślenia...
Miałem to olać. Miałem pieprzyć Euro, nie oglądać tego gówna w telewizji. No bo przecież to strata pieniędzy, a banda frajerów siedzi sobie w swoich biurach i śmieje się z nieudaczników życiowych, którzy ich sponsorują kupując bilety na mecze, oglądając to w tv i kupując przeróżne akcesoria. Tak było i w jakimś tam stopniu dalej tak sądzę.
Nigdy nie lubiłem piłki nożnej. Jak byłem mały, to grałem z tatą w takie podania, chyba u mojej babci. Tatko się troszkę zapędził i dostałem mocno w klatę. Jak na moją dziecięcą budowę to było zbyt wiele. Obeszło się bez większych problemów, ale znienawidziłem ten sport. Ten i większość innych związanych z piłką. Taki lęk czy coś. Przyszła szkoła podstawowa, zaczął się wf, a ja granie w piłkę miałem głęboko w dupie.
Zawsze starałem się nie grać, a jak już musiałem to uciekałem (dosłownie) przed piłką, bo się bałem tego syfu. Z czasem przeszło, ale niechęć pozostała, co wpłynęło na to, że moje umiejętności w tej grze były równe zero. Oczywiście tak samo z meczami, kibicowaniu itd pierdołami.
Euro to śmiech na sali. Bo jak można być takim debilem, żeby bawić się w takie kibicowanie. Jaki to ma sens?
Do ostatniej chwili myślałem, że ten wieczór spędzę sam w domu, ewentualnie na rowerze. Później była szansa spędzić ten wieczór przy 'kibicowaniu' w większym gronie. Pomyślałem, że spoko - i tak nie będę się zajmował meczem. W efekcie nie wyszło i ten wieczór spędziłem z dziewczyną i przyjaciółką. Całkiem fajnie, bo są to osoby, z którymi idzie porozmawiać nie tylko o typowo babskich rzeczach. Bardzo cenie takie osoby, podoba mi się to! 
A co do Euro... Było fajne. Sam wstęp, zapowiedzi - wywarły na mnie spore emocje, mimo, że nigdy nie lubiłem tego sportu, ani wielkim patriotą też nie byłem. Po prostu podobał mi się stadion, oprawa graficzna, a przy okazji świetna forma reklamy Polski.
Sam mecz okazał się też nie taki zły. Może początek nie jest taki ekscytujący, akcji jest mniej,ale jest ciekawie, da się to oglądać! 
Oczywiście sam mecz byłby niczym gdyby nie odpowiednie zaopatrzenie. Chyba to taka tradycja, że alkohol to nieodłączny element tego typu imprez - no w sumie słusznie. Do tego dobre jedzenie, które niestety zniszczyło moje budowanie zdrowej sylwetki. No trudno, przecież Euro jest jedno.
Zjadłem fast fooda. Pierdole, czasem trzeba. Wiem, że jest to syf, że może czekać mnie los grubasa, ale kurwa, przecież nie jem codziennie, więc chyba raz na jakiś czas jest spoko.
Z pomocą przyszedł oczywiście Bar Frasses (dostawa do domu) i jego zajebiste Nuggets Menu - zestaw zajebisty, daje złudzenie bardziej zdrowego niż np Skrovmal menu, ale jak sądzę to tylko złudzenie..


Wnioski? Dałem się przekonać do czegoś, do czego nikt nigdy mnie nie przekonał. Faktycznie trzeba czegoś spróbować, zeby móc ocenić. Mecze są dość spoko, ale i tak mam wrażenie, ze chodzi tu bardziej o spotkanie ze znajomymi, alkohol, jedzenie niż sam mecz. Może być, mi odpowiada!
Mimo to nie uważam bym widział się w jakimś fanatycznym kibicowaniu tylko i wyłącznie dla mody - a to ostatnio zjawisko dość popularne jest, oczywiście wśród ludzi o równie popularnym w tym kraju IQ. 


A teraz idę spać, bo szczerze mówiąc nie mam już na nic siły, a czuje się też tak średnio. Planów na jutro jeszcze nie znam, ale powinno coś się dziać. W weekendy zawsze coś się dzieje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz