Dopiero co postanowiłem podsumować 8 miesięcy używania odtwarzacza Sansa Fuze. Podsumowałem to bardzo dobrze. No ale jak widać za wcześnie..
Dziś po zmaganiach z założeniem klocków , które kosztowały pierdolone 6zł ( post niżej) postanowiłem je przetestować wybierając się pojeździć gdzieś w okolicy. Oczywiście jak zawsze towarzyszył mi odtwarzacz.
Jadę sobie spokojnie, aż tu nagle jeb! Odtwarzacz wypadł mi z kieszeni. No prawie dostałem mini zawał, wkurwiłem się strasznie ale szybko go podniosłem i sprawdziłem czy nic się nie dzieje. Muzyka grała dalej , wiec pomyslałem,ze wszystko jest ok. Za jakieś 10 minut sam się wyłączył.Włączyłem go , jednak strasznie mulił.. Nie dało się wybrać niektórych opcji. Po chwili się wyłączył i już nie wstał. Po podłączeniu pod kompa wszystko działało ,ale tylko przez chwile. Aktualnie nie włącza się w żaden sposób . Zajebiście.
W poniedziałek pójdę do Euro oddać to na gwarancje. Nie jest to zbyt ciekawe, bo kolega oddawał Sanse, model troszkę nowszy - Fuze+ i ta cała naprawa gwarancyjna trwała praktycznie miesiąc, chodź zapewniano, że potrwa 2 tygodnie. Słyszałem też przypadki, że komuś odtwarzacz po prostu zaginął i dupa. Ale nie wiem ile w tym prawdy.
No trudno, zobaczymy w poniedziałek..
Po raz kolejny się wkurwiłem dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz